Są miejsca w ogrodzie, które aż proszą się, aby je
czymś zakryć. Są miejsca w ogrodzie, w których czegoś nam brakuje. Dobrym
uzupełnieniem może okazać się trzmielina, której różne gatunki cieszą oko swymi
kolorowymi liśćmi. Dość popularną odmianą jest Trzmielina Fortune`a, choć
jeszcze sto lat temu była nieznana.
Trzmielina uchodzi za roślinę płożącą. Okrywa
ziemię, pnie się po podporach, drzewach, murkach, ścianach. Można jednak
spotkać odmiany, które przyjmują formę krzewów, a nawet drzew. Jednak w polskich
ogrodach częściej można spotkać trzmielinę jako pnącze, które dość dobrze radzi
sobie zimą, będące odporne na mróz.
Trzmielina
wymaga jednak miejsca nasłonecznionego o żyznej glebie. Regularnie należy
usuwać chwasty, którym udaje się wyrosnąć między liśćmi rośliny. Rzadko zdarza
się, aby trzmielina zakwitła. O wiele częściej można zebrać owoce, które
podobnie jak u bluszczu pospolitego są trujące.
Jesienią, gdy
aura staje się chłodniejsza, u niektórych odmian widoczne staje się
czerwienienie liści. Barwa jest intensywniejsza wraz z obniżającą się
temperaturą.
Naturalnym miejscem występowania trzmieliny są
środowiska Europy, Azji oraz Ameryka Północnej. Prezentowana na zdjęciach i
rosnąca w mym ogrodzie odmiana Fortune`a pochodzi z Chin oraz Korei. Do Europy
dotarła na początku XX wieku. Jednak dopiero w połowie stulecia gatunek
znalazł się powszechnym obrocie.
Sama nazwa tejże odmiany wzięła się od nazwiska
Roberta Fortune (1812-1880), wybitnej sławy szkockiego botanika, który
poświęcił się badaniom flory w Chinach. Dzięki niemu do Europy zostały
sprowadzone takie rośliny jak różanecznik, azalie, chryzantemy czy berberysy. W
biografii tegoż badacza można znaleźć adnotację, że na terenie Indii zaczął
uprawiać chińską odmianę herbaty. Eksperyment zakończony sukcesem przyniósł mu
nie lada sławę. Nic więc dziwnego, że na jego cześć nazwano trzmieliną,
sprowadzoną z Chin.
Pozdrawam
Piotr Ossowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz